Najlepsza książka o przyrodzie i na świąteczny prezent w sieci Watersones
Historia kobiety i dzikiego zająca, który nauczył ją żyć inaczej.
Wyobraź sobie, że trzymasz w dłoni małego zająca i karmisz go z butelki. Mieszka pod twoim dachem i nocą wpada w podskokach do twojej sypialni, bębniąc łapami o kołdrę, gdy chce zwrócić uwagę. Dwa lata później wciąż przybiega z pól, gdy go wołasz i godzinami drzemie w twoim domu. To właśnie przydarzyło się Chloe.
Chloe Dalton pracowała jako doradca polityczny, rozwiązywała międzynarodowe kryzysy i rzadko myślała o zwierzętach. Podczas lockdownu musiała opuścić Londyn i zamieszkała na wsi. Pewnego dnia podczas spaceru znalazła nowonarodzonego zajączka - bezbronne, opuszczone przez matkę i zagrożone przez drapieżniki stworzenie. Instynktowna decyzja, żeby zaopiekować się nim, zmieniła całe jej życie.
Szczegółowe informacje na temat książki Jak wychować zająca
Jeśli kiedykolwiek myślałeś, że twoje życie jest chaotyczne, poczekaj, aż poznasz zająca Chloe Dalton. Serio. Po tej książce stwierdzisz, że twoje nieogarnięcie to pikuś w porównaniu z energią małego, dzikiego ninja w futrzanym kombinezonie. „Jak wychować zająca” to historia, której absolutnie nie da się streścić jednym zdaniem typu „kobieta przygarnia zajączka”. Nie, nie, nie. To brzmi jak słodka bajka, a tymczasem mamy tu pełen pakiet: wiejską medytację, komedię pomyłek, trening cierpliwości na poziomie mistrza zen oraz poradnik „jak nie zwariować, gdy mieszkasz z małym dzikusem”. Chloe Dalton, była pracowniczka świata polityki (czyli, umówmy się, przetrwanie w dżungli tylko w garniturze), postanawia wyprowadzić się z Londynu na wieś, aby odnaleźć spokój. Plot twist: los stwierdził, że spokój jest dla mięczaków i rzucił jej pod nogi… nowo narodzonego zająca. Takiego, który wygląda, jakby dopiero co zainstalował system operacyjny „życie”, ale jeszcze nie ogarnął wszystkich funkcji. Autorka, zamiast zrobić coś typowo ludzkiego, czyli nazwać go „Bobuś” i zacząć robić mu zdjęcia na Instagramie, postanawia: „Okej, jesteś dziki, zostajesz dziki. Ja będę cię tylko obserwować i nie przeszkadzać”. No i super, tylko że nikt nie wyjaśnił zajączkowi, że bycie „dzikim” nie oznacza wchodzenia do sypialni jak do siebie, odwalania sprintów po całej chałupie o 3 nad ranem i patrzenia na autorkę jak na pełnoetatową kelnerkę od mleka. I tak zaczyna się najbardziej uroczo-chaotyczna relacja roku. Z jednej strony medytacyjne opisy natury, cisza, poranne mgły. Z drugiej zając, który wbiega do domu niczym kot na speedzie, wyprawia się w pola, jakby nagle został bohaterem RPG i wraca z miną w stylu: „No hej, tęskniłaś?”. Autorka opisuje to wszystko z takim humorem i dystansem, że będziecie co chwila parskać ze śmiechu. A jeszcze częściej myśli: „Ej, to brzmi jak ja w poniedziałek”. Moim zdaniem zając w tej książce to w sumie trochę każdy z nas: chce wolności, czasem wraca do domu tylko po jedzenie, ma swoje dramaty, swoje fochy i swoje tajemnicze misje, o których nikomu nic nie mówi. A jednocześnie, i tu dochodzi emocjonalne „ouch”, ta książka jest mega czuła. Pokazuje, że więź nie polega na kontrolowaniu. Że można kochać, nie posiadając. I że największą oznaką zaufania jest… po prostu to, że ktoś do ciebie wraca. Nawet jeśli wbiega jak mały, futrzasty huragan. Autorka wyciąga z obcowania z tym mini-chaosem lekcje, które aż chce się zapisać na tapecie telefonu: zwolnij, patrz uważniej, oddychaj głębiej, a gdy życie biegnie ci po łóżku zającem, po prostu go nie nadepnij. Książka jest jednocześnie śmieszna, mądra i totalnie uspokajająca. Ma w sobie vibe „wyjechałam na wieś i teraz jestem lepszym człowiekiem”, ale bez pretensjonalności. To raczej taka przyjaciółka, która opowiada ci przy herbacie: „Wyobraź sobie, że dziś zając patrzył na mnie jak na najgłupszą istotę na planecie. I miał rację”. Przyznaję to jedna z nielicznych książek, przy których śmiejesz się, wzruszasz, a potem nagle masz ochotę wyłączyć telefon i iść na spacer. Serio, w dzisiejszym świecie to jak supermoc a także dlatego, że po lekturze nabierasz szacunku dla wszystkich małych stworzeń, które dzielą z nami świat, i dla tych, które potrafią zrobić nam z życia bałagan, a mimo to zostawiają po sobie coś dobrego. Ciepło, lekkość, spokój. I kilka metaforycznych śladów łapek w sercu. „Jak wychować zająca” to nie jest poradnik według mnie to komedia życia, o tym, jak przypadkowy zając może ci lepiej wytłumaczyć sens istnienia niż niejedna książka filozoficzna. I gwarantuję gdy skończysz, choć przez chwilę będziesz myśleć, że w sumie… fajnie byłoby mieć własnego zająca. (Albo chociaż kota, który udaje zająca. To też działa).
Bestsellery
Z tego samego wydawnictwa
DARMOWA DOSTAWA
za zapis do newslettera!
Nowości, promocje, inspiracje – wszystko na Twoim mailu. *Kod jednorazowego użycia przy minimalnej wartości koszyka 89 zł.