Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim Jerzy Jarniewicz Książka
Wydawnictwo: | Znak |
Rodzaj oprawy: | Okładka broszurowa (miękka) |
Wydanie: | pierwsze |
Liczba stron: | 224 |
Format: | S6(124x195) |
Rok wydania: | 2012 |
Szczegółowe informacje na temat książki Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim
Wydawnictwo: | Znak |
EAN: | 9788324022113 |
Autor: | Jerzy Jarniewicz |
Rodzaj oprawy: | Okładka broszurowa (miękka) |
Wydanie: | pierwsze |
Liczba stron: | 224 |
Format: | S6(124x195) |
Rok wydania: | 2012 |
Data premiery: | 2012-07-23 |
Język wydania: | polski |
Podmiot odpowiedzialny: | Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. Tadeusza Kościuszki 37 30-105 Kraków PL e-mail: [email protected] |
Podobne do Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim
Inne książki Jerzy Jarniewicz
Oceny i recenzje książki Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim
Przypomnijcie sobie ostatnią przeczytaną książkę zagraniczną. Przywołajcie jej tytuł oraz autora. Nie jest to trudne, prawda? Pamiętacie jej okładkę, bez problemu przypomnicie sobie jej treść, być może wciąż pamiętacie imiona bohaterów. A czy pamiętacie, kim była osoba, która dokonała jej przekładu? Lub może inaczej: czy w ogóle zwróciliście wagę na to, kto jest jej tłumaczem? Nie? No właśnie.
Jerzy Jarniewicz, autor książki pt. „Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim", to poeta, krytyk literacki i tłumacz. Wydał kilkanaście tomików poetyckich oraz kilka książek z dziedziny krytyki literackiej. Tłumaczył dzieła anglojęzycznych pisarzy, takich jak James Joyce, Philip Roth, Craig Raine. W 2008 roku był nominowany do Literackiej Nagrody Nike. We wspomnianej książce porusza zagadnienia związane z przekładem literackim.Pomimo tego, że książkę tę zalicza się do dziedziny wspomnianej wyżej krytyki literackiej, zawiera ona bardzo dużo przydatnych dla tłumaczy informacji z zakresu przekładoznawstwa. Jarniewicz zwraca uwagę na istotne elementy, z którymi każdy tłumacz powinien zapoznać się przed przystąpieniem do pracy. Nie jest to dzieło ściśle teoretyczne. Autor dla swoich spostrzeżeń dobiera odpowiednie i licznie pojawiające się w książce przykłady z klasyków światowej prozy i poezji. Przytacza dzieła oraz przekłady takich rodzimych autorów, jak Kochanowski, Gombrowicz, czy Lem, jak również zagranicznych, jak Eliot i Joyce. „Gościnności słowa..." będąc pracą naukową zawiera elementy stylu potocznego, co czyni ją łatwą w odbiorze, a jednocześnie zawiera wiele odwołań do teorii przekładoznawstwa, co uwidacznia zaangażowanie i wkład autora w tę dziedzinę. Sama książka dzieli się na trzy części.W pierwszej części zatytułowanej Tłumacz, autor, dzieło Jarniewicz ukazuje w ciekawy sposób, bo na podstawie dwóch okładek tomu wierszy Seamusa Heaneya wydanych w odstępie kilkunastu lat, zmiany związane z rolą i znaczeniem tłumacza, które zaszły na polskim rynku wydawniczym. Przytoczony przykład ukazuje wzrost prestiżu, jaki tłumacze literaccy zyskali na przełomie tych lat, gdyż wcześniej informacja o tym, kto przetłumaczył książkę znajdowała się wewnątrz, a teraz można spotkać ich nazwiska bezpośrednio pod nazwiskami autorów. Pierwsza część nie jest jednak ściśle teoretyczną, ponieważ już tutaj, w rozdziale zatytułowanym Kto tak pięknie gra..., pojawia się krytyczna analiza polskich przekładów poezji współczesnej. Bardzo istotnym zagadnieniem, któremu w pracach naukowych z dziedziny przekładoznawstwa poświęca się stosunkowo mało uwagi, jest tłumaczenie tytułów książek. Autor poświęcił mu jeden rozdział, gdzie dokładnie ukazuje rolę, jaką tytuł pełni w przekładzie i to, jak zazębia się z tekstem utworu. Pod koniec pierwszego rozdziału autor pisze, że: „umiejętność określenia funkcji pełnionej przez tytuł leży u podstaw jego udanego przekładu" . Natomiast w podrozdziale o filozoficznym tytule Tłumaczyć, nie tłumaczyć, zwraca uwagę na to, jak wraz ze wzrostem popularności, jaką cieszy się nauka języków obcych zmienia się podejście do tłumaczenia tytułów oraz imion bohaterów książek, które często stają się tytułami, jak na przykład Mary Poppins.W pierwszym rozdziale części drugiej autor przytacza historię anglojęzycznych przekładów polskich pisarzy. Zwraca uwagę na to, że znaczenie dla Zachodu mieli głównie pisarze debiutujący po II wojnie światowej, a jednocześnie małą uwagę poświęcano twórcom z bardziej zamierzchłych lat. W rozdziale przytaczany jest przekład „Trenów" Jana Kochanowskiego. Autor podkreśla wielką rolę, jaką dzieła wspomnianego poety odegrały w Polsce oraz ich wpływ na kształtowanie się języka polskiego. Od informacji teoretycznych dotyczących autora i dzieła płynnie przechodzi do analizy fragmentów oryginału z przekładem wykonanym przez Stanisława Barańczaka i Seamusa Heaneya. Jarniewicz słusznie zwraca uwagę na zauważalnie różniący się od oryginału rejestr. Autorom przekładu zarzuca upotocznienie podniosłości języka Kochanowskiego, który co prawda stosował elementy języka potocznego, lecz zawsze w sposób poetycki. Kontynuując część drugą pt. Z naszego na obce, autor posiłkuje się przekładami Gombrowicza na język angielski. Słusznie krytykuje wydane w Stanach Zjednoczonych tłumaczenie Erica Mosbachera, który zamiast z języka polskiego tłumaczył „Ferdydurke" z istniejących już przekładów - francuskiego i niemieckiego. Przez to zostaje utracony niepowtarzalny styl, a samo dzieło staje się jedynie modelową powieścią realistyczną. Dalej zapoznajemy się z całą historią przekładów Gombrowicza, po czym następuje krytyka przekładu Danuty Borchardt. Krytyka ta nie we wszystkich przypadkach jest wystarczająco uzasadniona. Dotyczy to fragmentu, w którym występuje wyrażenie „stroić miny". Tłumaczka zastąpiła je dwuwyrazowym idiomem „pull faces", który zgodnie z definicją występującą w słowniku jest stosownym ekwiwalentem. Jarniewicz zarzuca, że wspomniany idiom za każdym razem występuje w swojej pełnej formie, co jest oczywiste i zgodne z definicją słownikową idiomu. Autor przyznaje, że użycie go przez tłumaczkę w jego pełnej formie jest jedynie częściowo usprawiedliwione, nie podając innego, alternatywnego rozwiązania. W „Gościnności słowa..." zostaje również poruszona kwestia anglojęzycznych przekładów Herberta. Przytoczone przykłady pokazują, że pomimo jego prostego i - jak określa go autor - „przeźroczystego" języka, interpretacji, a co za tym idzie przekładów wierszy może być wiele. Nawet proste słowa pojawiające się w poezji Herberta, które mają jedynie jeden obcojęzyczny ekwiwalent mogą być interpretowane w różny sposób. Autor udowadnia przez to, że styl Herberta wcale nie jest przewidywalny i nawet najprostsze wiersze mogą przysparzać kłopotów tłumaczom. Będąc tłumaczem warto dokonywać takich porównań, ponieważ mogą one pomóc w doborze odpowiednich strategii tłumaczeniowych.Część trzecia poświęcona jest polskim przekładom zagranicznych pisarzy. Są to przekłady na rodzimy język autora, co tłumaczy jego dokładność i wnikliwość podczas ich badania. W pierwszym rozdziale bardzo dokładnie analizuje dwa przekłady „Człowieka tłumu". Objaśnia również czytelnikowi treść oryginału i przedstawia własną interpretację niektórych jego fragmentów, co pomaga czytelnikowi zrozumieć wiele niejasności. Swoje interpretacje popiera terminami słownikowymi, które bardzo często pokrywają się z tego twierdzeniami. Autor poświęcił również w swojej książce miejsce na krytykę bardzo wymagającego przekładu literatury dziecięcej, a dokładniej „Kubusia Puchatka" lub inaczej „Fredzi Phi-Phi". Pierwszy przekład Ireny Tuwim jest adaptacją, natomiast przekład Moniki Adamczyk można nazwać bardziej dosłownym. Jarniewicz słusznie zauważa, że przez brak jakichkolwiek zdrobnień „Fredzia Phi-Phi" będzie dla Polaków trudna w odbiorze. Nie tylko język dziecięcy jest ich pełen. Autor popiera swoje twierdzenie pokazując przykłady zdrobniałych słów, które na dobre weszły do języka polskiego. Pojawia się tutaj problem wyboru pomiędzy zachowaniem wierności oryginałowi, a dostosowaniem przekładu do kultury i języka polskiego. Po lekturze tego rozdziału nasuwa się wniosek, że nie warto popadać w skrajności, jak zrobiła to Monika Adamczyk. Jak mówi Jarniewicz „udany przekład artystyczny musi pozwolić sobie na niekonsekwencje". Następny rozdział jest autokomentarzem dotyczącym przekładu „Portretu artysty w wieku młodzieńczym" Jamesa Joyce'a. Autor porównuje własny przekład z wcześniejszym, wykonanym przez Zygmunta Allana. Dokładnie opisuje swoje wybory, przedstawia również charakterystyczny styl Joyce'a i jego gry słowne, które należało oddać.Krytyka literacka poruszanych przez Jarniewicza dzieł jest uzasadniona. Można zarzucić mu jedynie brak jego własnych propozycji w przypadku krytyki przekładów na język angielski. Na pochwałę zasługuje część ostatnia poświęcona przekładom na język polski, w której z wielką dokładnością, nie pomijając żadnego szczegółu autor zwraca uwagę na najważniejsze aspekty tych przekładów. Jest to cenna lektura dla początkujących tłumaczy, ale również ludzi interesujących się literaturą, aby mogli zobaczyć subtelne różnice pomiędzy wyborami dokonywanymi podczas tłumaczenia, które są problematyczne nawet dla tak doświadczonych tłumaczy, jakim jest Jarniewicz.
Jerzy Jarniewicz, autor książki pt. „Gościnność słowa. Szkice o przekładzie literackim", to poeta, krytyk literacki i tłumacz. Wydał kilkanaście tomików poetyckich oraz kilka książek z dziedziny krytyki literackiej. Tłumaczył dzieła anglojęzycznych pisarzy, takich jak James Joyce, Philip Roth, Craig Raine. W 2008 roku był nominowany do Literackiej Nagrody Nike. We wspomnianej książce porusza zagadnienia związane z przekładem literackim.Pomimo tego, że książkę tę zalicza się do dziedziny wspomnianej wyżej krytyki literackiej, zawiera ona bardzo dużo przydatnych dla tłumaczy informacji z zakresu przekładoznawstwa. Jarniewicz zwraca uwagę na istotne elementy, z którymi każdy tłumacz powinien zapoznać się przed przystąpieniem do pracy. Nie jest to dzieło ściśle teoretyczne. Autor dla swoich spostrzeżeń dobiera odpowiednie i licznie pojawiające się w książce przykłady z klasyków światowej prozy i poezji. Przytacza dzieła oraz przekłady takich rodzimych autorów, jak Kochanowski, Gombrowicz, czy Lem, jak również zagranicznych, jak Eliot i Joyce. „Gościnności słowa..." będąc pracą naukową zawiera elementy stylu potocznego, co czyni ją łatwą w odbiorze, a jednocześnie zawiera wiele odwołań do teorii przekładoznawstwa, co uwidacznia zaangażowanie i wkład autora w tę dziedzinę. Sama książka dzieli się na trzy części.W pierwszej części zatytułowanej Tłumacz, autor, dzieło Jarniewicz ukazuje w ciekawy sposób, bo na podstawie dwóch okładek tomu wierszy Seamusa Heaneya wydanych w odstępie kilkunastu lat, zmiany związane z rolą i znaczeniem tłumacza, które zaszły na polskim rynku wydawniczym. Przytoczony przykład ukazuje wzrost prestiżu, jaki tłumacze literaccy zyskali na przełomie tych lat, gdyż wcześniej informacja o tym, kto przetłumaczył książkę znajdowała się wewnątrz, a teraz można spotkać ich nazwiska bezpośrednio pod nazwiskami autorów. Pierwsza część nie jest jednak ściśle teoretyczną, ponieważ już tutaj, w rozdziale zatytułowanym Kto tak pięknie gra..., pojawia się krytyczna analiza polskich przekładów poezji współczesnej. Bardzo istotnym zagadnieniem, któremu w pracach naukowych z dziedziny przekładoznawstwa poświęca się stosunkowo mało uwagi, jest tłumaczenie tytułów książek. Autor poświęcił mu jeden rozdział, gdzie dokładnie ukazuje rolę, jaką tytuł pełni w przekładzie i to, jak zazębia się z tekstem utworu. Pod koniec pierwszego rozdziału autor pisze, że: „umiejętność określenia funkcji pełnionej przez tytuł leży u podstaw jego udanego przekładu" . Natomiast w podrozdziale o filozoficznym tytule Tłumaczyć, nie tłumaczyć, zwraca uwagę na to, jak wraz ze wzrostem popularności, jaką cieszy się nauka języków obcych zmienia się podejście do tłumaczenia tytułów oraz imion bohaterów książek, które często stają się tytułami, jak na przykład Mary Poppins.W pierwszym rozdziale części drugiej autor przytacza historię anglojęzycznych przekładów polskich pisarzy. Zwraca uwagę na to, że znaczenie dla Zachodu mieli głównie pisarze debiutujący po II wojnie światowej, a jednocześnie małą uwagę poświęcano twórcom z bardziej zamierzchłych lat. W rozdziale przytaczany jest przekład „Trenów" Jana Kochanowskiego. Autor podkreśla wielką rolę, jaką dzieła wspomnianego poety odegrały w Polsce oraz ich wpływ na kształtowanie się języka polskiego. Od informacji teoretycznych dotyczących autora i dzieła płynnie przechodzi do analizy fragmentów oryginału z przekładem wykonanym przez Stanisława Barańczaka i Seamusa Heaneya. Jarniewicz słusznie zwraca uwagę na zauważalnie różniący się od oryginału rejestr. Autorom przekładu zarzuca upotocznienie podniosłości języka Kochanowskiego, który co prawda stosował elementy języka potocznego, lecz zawsze w sposób poetycki. Kontynuując część drugą pt. Z naszego na obce, autor posiłkuje się przekładami Gombrowicza na język angielski. Słusznie krytykuje wydane w Stanach Zjednoczonych tłumaczenie Erica Mosbachera, który zamiast z języka polskiego tłumaczył „Ferdydurke" z istniejących już przekładów - francuskiego i niemieckiego. Przez to zostaje utracony niepowtarzalny styl, a samo dzieło staje się jedynie modelową powieścią realistyczną. Dalej zapoznajemy się z całą historią przekładów Gombrowicza, po czym następuje krytyka przekładu Danuty Borchardt. Krytyka ta nie we wszystkich przypadkach jest wystarczająco uzasadniona. Dotyczy to fragmentu, w którym występuje wyrażenie „stroić miny". Tłumaczka zastąpiła je dwuwyrazowym idiomem „pull faces", który zgodnie z definicją występującą w słowniku jest stosownym ekwiwalentem. Jarniewicz zarzuca, że wspomniany idiom za każdym razem występuje w swojej pełnej formie, co jest oczywiste i zgodne z definicją słownikową idiomu. Autor przyznaje, że użycie go przez tłumaczkę w jego pełnej formie jest jedynie częściowo usprawiedliwione, nie podając innego, alternatywnego rozwiązania. W „Gościnności słowa..." zostaje również poruszona kwestia anglojęzycznych przekładów Herberta. Przytoczone przykłady pokazują, że pomimo jego prostego i - jak określa go autor - „przeźroczystego" języka, interpretacji, a co za tym idzie przekładów wierszy może być wiele. Nawet proste słowa pojawiające się w poezji Herberta, które mają jedynie jeden obcojęzyczny ekwiwalent mogą być interpretowane w różny sposób. Autor udowadnia przez to, że styl Herberta wcale nie jest przewidywalny i nawet najprostsze wiersze mogą przysparzać kłopotów tłumaczom. Będąc tłumaczem warto dokonywać takich porównań, ponieważ mogą one pomóc w doborze odpowiednich strategii tłumaczeniowych.Część trzecia poświęcona jest polskim przekładom zagranicznych pisarzy. Są to przekłady na rodzimy język autora, co tłumaczy jego dokładność i wnikliwość podczas ich badania. W pierwszym rozdziale bardzo dokładnie analizuje dwa przekłady „Człowieka tłumu". Objaśnia również czytelnikowi treść oryginału i przedstawia własną interpretację niektórych jego fragmentów, co pomaga czytelnikowi zrozumieć wiele niejasności. Swoje interpretacje popiera terminami słownikowymi, które bardzo często pokrywają się z tego twierdzeniami. Autor poświęcił również w swojej książce miejsce na krytykę bardzo wymagającego przekładu literatury dziecięcej, a dokładniej „Kubusia Puchatka" lub inaczej „Fredzi Phi-Phi". Pierwszy przekład Ireny Tuwim jest adaptacją, natomiast przekład Moniki Adamczyk można nazwać bardziej dosłownym. Jarniewicz słusznie zauważa, że przez brak jakichkolwiek zdrobnień „Fredzia Phi-Phi" będzie dla Polaków trudna w odbiorze. Nie tylko język dziecięcy jest ich pełen. Autor popiera swoje twierdzenie pokazując przykłady zdrobniałych słów, które na dobre weszły do języka polskiego. Pojawia się tutaj problem wyboru pomiędzy zachowaniem wierności oryginałowi, a dostosowaniem przekładu do kultury i języka polskiego. Po lekturze tego rozdziału nasuwa się wniosek, że nie warto popadać w skrajności, jak zrobiła to Monika Adamczyk. Jak mówi Jarniewicz „udany przekład artystyczny musi pozwolić sobie na niekonsekwencje". Następny rozdział jest autokomentarzem dotyczącym przekładu „Portretu artysty w wieku młodzieńczym" Jamesa Joyce'a. Autor porównuje własny przekład z wcześniejszym, wykonanym przez Zygmunta Allana. Dokładnie opisuje swoje wybory, przedstawia również charakterystyczny styl Joyce'a i jego gry słowne, które należało oddać.Krytyka literacka poruszanych przez Jarniewicza dzieł jest uzasadniona. Można zarzucić mu jedynie brak jego własnych propozycji w przypadku krytyki przekładów na język angielski. Na pochwałę zasługuje część ostatnia poświęcona przekładom na język polski, w której z wielką dokładnością, nie pomijając żadnego szczegółu autor zwraca uwagę na najważniejsze aspekty tych przekładów. Jest to cenna lektura dla początkujących tłumaczy, ale również ludzi interesujących się literaturą, aby mogli zobaczyć subtelne różnice pomiędzy wyborami dokonywanymi podczas tłumaczenia, które są problematyczne nawet dla tak doświadczonych tłumaczy, jakim jest Jarniewicz.
Przypomnijcie sobie ostatnią przeczytaną książkę zagraniczną. Przywołajcie jej tytuł oraz autora. Nie jest to trudne, prawda? Pamiętacie jej okładkę, bez problemu przypomnicie sobie jej treść, być może wciąż pamiętacie imiona bohaterów. A czy pamiętacie, kim była osoba, która dokonała jej przekładu? Lub może inaczej: czy w ogóle zwróciliście wagę na to, kto jest jej tłumaczem? Nie? No właśnie.