Wyspa łza Joanna Bator Książka
Wydawnictwo: | Znak |
Rodzaj oprawy: | Okładka twarda |
Wydanie: | pierwsze |
Liczba stron: | 304 |
Format: | 140x205 |
Rok wydania: | 2015 |
Szczegółowe informacje na temat książki Wyspa łza
Wydawnictwo: | Znak |
EAN: | 9788324032792 |
Autor: | Joanna Bator |
Rodzaj oprawy: | Okładka twarda |
Wydanie: | pierwsze |
Liczba stron: | 304 |
Format: | 140x205 |
Rok wydania: | 2015 |
Data premiery: | 2015-01-12 |
Język wydania: | polski |
Podmiot odpowiedzialny: | Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. Tadeusza Kościuszki 37 30-105 Kraków PL e-mail: [email protected] |
Zainspiruj się podobnymi wyborami
Podobne do Wyspa łza
Inne książki Joanna Bator
Oceny i recenzje książki Wyspa łza
Joanna Bator pisze bardzo specyficznie, można ją kochać lub nie znosić. Jej książki na pewno do lekkich i relaksujących nie należą, są za to mądre i pozostają z nami na długo. Taka jest i "Wyspa łza", którą miałam wielką przyjemność przeczytać tuż przed jej premierą - było warto!
Joanna Bator z wykształcenia jest filozofką i kulturoznawczynią. Zagorzałą zwolenniczką wszystkiego, co związane z Japonią, uwielbia też biegać. Ma na swoim koncie takie książki, jak: "Japoński wachlarz", "Piaskowa góra" czy "Chmurdalia". Wielokrotnie nagradzana w międzynarodowych konkursach literackich, za ostatnią powieść otrzymała nagrodę Nike. Opowiadane przez nią historie zostały przetłumaczone na wiele języków. "Wyspa Łza" ukazała się 15 stycznia nakładem wydawnictwa Znak.
Joanna Bator od lat jest moim guru, jeśli chodzi o literaturę pisaną przez kobiety, ale nie kobiecą. Nie ma chyba w Polsce pisarki, która umiałaby się tak otworzyć przed czytelnikami i sobą, bez wglądu na konsekwencje, jakie wynikają ze szczerości. To szanuję w niej najbardziej, a "Wyspę łzę" przeczytam pewnie nie raz.
Wyspa łza zawiera w sobie skrawki niedopowiedzianych w innych książkach autorki myśli, które systematycznie porządkuje. Jestem zafascynowana Joanną Bator, dlatego poznanie jej z tak bliskiej, podróżniczej, często autobiograficznej strony i obcowanie z nią po raz kolejny było dla mnie rozkoszą. Jeśli ktoś nie miał okazji, lektura obowiązkowa.
Piękna podróż z Joanną Bator na Sri Lankę śladami zaginionej Sandry Valentine. To oczywiście tylko pretekst. Tak naprawdę pisarka odbywa wyprawę w głąb samej siebie. Sporo dowiedziałam się o niej samej, jej życiu, upodobaniach, poglądach, o tym, co lubi, a czego nie. Jak próbuje radzić sobie z bezsennością i melancholią.
Leżąc w wannie udającej słone morze, doczytywałam ostatnie strony najnowszej książki Joanny Bator- "Wyspy łzy". Wiele się spodziewałam po lekturze i muszę przyznać- dostałam jeszcze więcej, tak dużo, że trudno mi to ubrać w słowa.Czytanie trwało niezmiernie długo, odkładałam książkę po kilkunastu stronach, bo nie umiałam w sobie pomieścić tych wszystkich pulsujących słów, barokowych konstrukcji ociekających złotem i ostrych jak właśnie naostrzona brzytwa.Joanna Bator jest dla mnie od dawna wirtuozem słowa, a ta książka jest ucztą dla jego wielbiciela. Jednak gdyby ktoś zapytał mnie, tak po prostu, o czym była ta historia, nie umiałabym jednoznacznie odpowiedzieć.Dla mnie przede wszystkim o ucieczce i o paradoksalnym odnajdywaniu w niej samego siebie. O zasłuchaniu w swoje wewnętrzne ego, próbie uchwycenia jego nieostrej twarzy, o skupieniu na doznaniach, smakach, wrażeniach, próbie przyszpilenia ulotnych niuansów zdarzeń, chwil, obserwacji.Sandra Valentine; dziennikarka, której tropem rusza w tropiki pisarka; kobieta która zniknęła bez śladu, jest takim właśnie nieuchwytnym kłębkiem, który potoczył się za daleko i nie sposób już dotrzeć do sedna poszukiwań, tak absorbujące stało się to, co po drodze.Zahaczka jak mawia Bator, strzępek wspomnień, skojarzenie, nagły przebłysk, na którym buduje się narracja.To niezwykły dziennik podróży, którego nie sposób traktować tylko dosłownie, choć i to jest ważne, bo autorka kreśli słowa tak, jak impresjonista kreuje swoje dzieło. To przede wszystkim metafizyczna podróż wgłąb, którą pojmie sercem każdy marzyciel i indywidualista. Dla tych, którzy mają odwagę wyjść naprzeciw nieznanemu, będzie to potwierdzeniem słuszności podjętych kiedyś trudnych decyzji. Dla innych, którym nie starczyło tego cennego pierwiastka charakteru, to sen, który budzi bolesną tęsknotę za nieznanym i być może nigdy nie odnalezionym. Tak wielką, że człowiek rozgląda się wokół siebie i czuje niezmierzony smutek. Czymże jest życie jeśli nie złapiemy w garść swoich marzeń?W klimacie rozważań sugestywne zdjęcia. Dla mnie całość to majstersztyk, choć niełatwy w odbiorze, ale nie sposób się w nim nie zanurzyć, pomimo wiedzy o ryzyku utonięcia. Bez wątpienia zostawia w człowieku otwarte drzwi, a potem hula niespokojny wiatr...
Bardzo szanuję książki Joanny Bator i podziwiam Jej piękny (niestety coraz rzadziej spotykany) sposób posługiwania się językiem. Jednak ta książka była dla mnie zbyt samoobnażająca, co więcej po obnażeniu nie było za bardzo czego oglądac. Dla mnie lepiej, gdy autorka pisze jednak o innych i trochę bardziej się angażuje w ich losy.
Bardzo szanuję książki Joanny Bator i podziwiam Jej piękny (niestety coraz rzadziej spotykany) sposób posługiwania się językiem. Jednak ta książka była dla mnie zbyt samoobnażająca, co więcej po obnażeniu nie było za bardzo czego oglądac. Dla mnie lepiej, gdy autorka pisze jednak o innych i trochę bardziej się angażuje w ich losy.
Leżąc w wannie udającej słone morze, doczytywałam ostatnie strony najnowszej książki Joanny Bator- "Wyspy łzy". Wiele się spodziewałam po lekturze i muszę przyznać- dostałam jeszcze więcej, tak dużo, że trudno mi to ubrać w słowa.Czytanie trwało niezmiernie długo, odkładałam książkę po kilkunastu stronach, bo nie umiałam w sobie pomieścić tych wszystkich pulsujących słów, barokowych konstrukcji ociekających złotem i ostrych jak właśnie naostrzona brzytwa.Joanna Bator jest dla mnie od dawna wirtuozem słowa, a ta książka jest ucztą dla jego wielbiciela. Jednak gdyby ktoś zapytał mnie, tak po prostu, o czym była ta historia, nie umiałabym jednoznacznie odpowiedzieć.Dla mnie przede wszystkim o ucieczce i o paradoksalnym odnajdywaniu w niej samego siebie. O zasłuchaniu w swoje wewnętrzne ego, próbie uchwycenia jego nieostrej twarzy, o skupieniu na doznaniach, smakach, wrażeniach, próbie przyszpilenia ulotnych niuansów zdarzeń, chwil, obserwacji.Sandra Valentine; dziennikarka, której tropem rusza w tropiki pisarka; kobieta która zniknęła bez śladu, jest takim właśnie nieuchwytnym kłębkiem, który potoczył się za daleko i nie sposób już dotrzeć do sedna poszukiwań, tak absorbujące stało się to, co po drodze.Zahaczka jak mawia Bator, strzępek wspomnień, skojarzenie, nagły przebłysk, na którym buduje się narracja.To niezwykły dziennik podróży, którego nie sposób traktować tylko dosłownie, choć i to jest ważne, bo autorka kreśli słowa tak, jak impresjonista kreuje swoje dzieło. To przede wszystkim metafizyczna podróż wgłąb, którą pojmie sercem każdy marzyciel i indywidualista. Dla tych, którzy mają odwagę wyjść naprzeciw nieznanemu, będzie to potwierdzeniem słuszności podjętych kiedyś trudnych decyzji. Dla innych, którym nie starczyło tego cennego pierwiastka charakteru, to sen, który budzi bolesną tęsknotę za nieznanym i być może nigdy nie odnalezionym. Tak wielką, że człowiek rozgląda się wokół siebie i czuje niezmierzony smutek. Czymże jest życie jeśli nie złapiemy w garść swoich marzeń?W klimacie rozważań sugestywne zdjęcia. Dla mnie całość to majstersztyk, choć niełatwy w odbiorze, ale nie sposób się w nim nie zanurzyć, pomimo wiedzy o ryzyku utonięcia. Bez wątpienia zostawia w człowieku otwarte drzwi, a potem hula niespokojny wiatr...
Piękna podróż z Joanną Bator na Sri Lankę śladami zaginionej Sandry Valentine. To oczywiście tylko pretekst. Tak naprawdę pisarka odbywa wyprawę w głąb samej siebie. Sporo dowiedziałam się o niej samej, jej życiu, upodobaniach, poglądach, o tym, co lubi, a czego nie. Jak próbuje radzić sobie z bezsennością i melancholią.