Kto nam podkłada świnię? Wszystko co chcielibyście wiedzieć o jedzeniu z supermarketów i ekożywności ale nikt wam tego nie powie. Udo Pollmer, Jutta Muth, Monika Niehaus, Andrea Fock Książka
Wydawnictwo: | Znak Literanova |
Wydanie: | pierwsze |
Liczba stron: | 288 |
Format: | 144x205mm |
Rok wydania: | 2016 |
Szczegółowe informacje na temat książki Kto nam podkłada świnię? Wszystko co chcielibyście wiedzieć o jedzeniu z supermarketów i ekożywności ale nikt wam tego nie powie.
Wydawnictwo: | Znak Literanova |
EAN: | 9788324036219 |
Autor: | Udo Pollmer, Jutta Muth, Monika Niehaus, Andrea Fock |
Tłumaczenie: | Paulina Filippi-Lechowska |
Wydanie: | pierwsze |
Liczba stron: | 288 |
Format: | 144x205mm |
Rok wydania: | 2016 |
Data premiery: | 2016-04-20 |
Język wydania: | polski |
Podmiot odpowiedzialny: | Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. Tadeusza Kościuszki 37 30-105 Kraków PL e-mail: [email protected] |
Oceny i recenzje książki Kto nam podkłada świnię? Wszystko co chcielibyście wiedzieć o jedzeniu z supermarketów i ekożywności ale nikt wam tego nie powie.
Tak brzmi znane wszystkim powiedzenie, ale w tym wypadku dalekie jest ono od prawdy. Bo czego takiego dowiesz się z samego posiłku wziętego do ust? Dania mniej lub bardziej wykwintnego? Poznasz smak, poznasz efekty na swoje samopoczucie, kiedy przesadzisz, ale żeby odkryć choćby jego wartość odżywczą, musisz zaufać wartościom podawanym przez ekspertów. Podobnie rzecz się ma z kwestią, co jest zdrowe, a czego lepiej unikać. co jednak, kiedy tzw. „eksperci" kłamią?Ile jest prawdy w tym, że smażone ziemniaki pod dowolną formą są rakotwórcze, a ile w tym, że ich skórka jest jakże zdrowa? Ptasia grypa, świńska grypa, choroba wściekłych krów - czy te zagrożenia dla naszego zdrowia naprawdę są takie, jakimi malują je media? A co w takim razie z tak szeroko reklamowaną i chwaloną zdrową żywnością, która - za o wiele wyższe kwoty - dostępna jest w coraz większej ilości sklepów? Gdzie kończy się prawda, a zaczynają działania speców od reklamy? Kiedy eksperci rzeczywiście działają na rzecz naszego zdrowia, a kiedy ich wstrząsające newsy dyktowane są korzyściami niekoniecznie przeznaczonymi dla nas? Gdzie szukać prawdy? Trudno odnaleźć się w gąszczu mylnych tropów, jednak są pozycje, które nam w tym pomagają i taką z pewnością jest właśnie ta książka, która przy okazji potrafi zmrozić krew w żyłach lepiej, niż niejeden horror!Co w niej może być przerażającego, spytacie. Przecież książka demaskuje mity, które narosły wokół dostępnych produktów spożywczych, a więc z założenia obala wszystko to, co słyszane w mediach z założenia mrozi nam krew, zatrzymując widelec z danym produktem w pół drogi do ust. Jednocześnie jednak ukazuje nam zakulisową prawdę o wielu sprawach. To, jak na przykład wyglądał ubój chorego bydła jest fragmentem mocnym niczym filmy gore. Podobnie porusza temat hodowli kur z wolnego wybiegu. Kur biegających we własnych odchodach, gdzie do karmy schodzą się gryzonie, a choroby wybijają znaczne ilości drobiu. A to jedynie czubek góry lodowej, którą jest niniejsza publikacja.Hipokryzja ludzi i producentów, zderzona z konsumencką paranoją staje się przyczyną naszego postrzegania tego, co jest zdrowe, a co nie. Brak odpowiedniej wiedzy wypacza obraz całości, odbierając szansę na świadomy wybór. Prawa konsumenckie tylko pozornie mają znaczenie, gdy w grę wchodzą wielkie pieniądze. Jeśli więc nie mamy naukowego przygotowania do tematu, zostają nam pozycje takie, jak ta książka, by przejrzeć na oczy. Ale wywołana raz paranoja każe nam także zadać pytanie czy wszystko, co czytamy na pewno obala mity i ukazuje prawdę? Jakkolwiek by jednak nie podejść do tematu, jednej wartości nie odbierze się publikacjom pokroju „Kto nam podkłada świnię?" - jej demaskatorskie podejście pozwala otrząsnąć się nieco z paranoi, która w końcu mogłaby się skończyć lękiem przed każdym rodzajem żywności.Ja ze swej strony polecam ją bardzo Waszej uwadze.
Ta książka może przerazić i to w taki sposób, że po jej przeczytaniu nie pozostaje nam nic innego jak zamknąć się w domu, wyłączyć telewizor i zacząć uprawiać własne pole. Powiem wam, że zawsze podchodzę dość sceptycznie do książek poniekąd naukowych. Zawsze myślę, że może to być albo wielka nuda, albo coś całkowicie odwrotnego i zrewolucjonizuje moje myślenie. Jak na mnie wpłynęła lektura Kto podkłada nam świnię? Otworzyła mi oczy na kilka spraw, ale jednocześnie wiem, że nie da się z nimi walczyć.Czy taka lektura sprawi, że przestaniemy myśleć o świńskich grypach, nie kupimy bio ziemniaków, czy ostatecznie zaczniemy uprawiać własne warzywa? Sądzę, że nie. W tej książce zawarte jest wiele prawd, które ukazują jak bardzo jesteśmy mamieni przez media, jak łatwo da się manipulować danymi, a przede wszystkim jak państwa danych krajów mają wpływ na te wszystkie grzeszki. Tej machiny nie da się zatrzymać, a nam pozostaje jedynie racjonalne podejście do tematu. Nie dajmy się zwariować - nie wrócimy już do czasów, gdy cała rodzina pracowała cały rok na roli. Teraz pozostaje nam czekać, aż zaczniemy świecić w ciemności.
Kto nam podkłada świnię to książka niezwykle szokująca i otwierająca oczy na sytuację dzisiejszej gospodarki żywnościowej. Pokazuje jak niektóre afery żywnościowe czy panujące epidemie są sztucznie napędzane, dla korzyści poszczególnych jednostek. Niestety konsumenci nie są tutaj brani pod uwagę, są tylko kartą przetargową w ciemnym biznesie. Książka obnaża "zdrowe" jedzenie, pokazuje je od całkiem odmiennej strony niż znamy je my, zwykli obywatele, którzy z każdej strony bombardowani są informacjami jak to surowe warzywa i owoce czy BIO produkty są zdrowe. Niestety prawda może być całkiem inna.Autorzy przedstawiają wiele faktów odnośnie EKO rolnictwa, szczepionek, zdrowych produktów czy żywności modyfikowanej genetycznie z nieco innej perspektywy niż jesteśmy w stanie dowiedzieć się z mediów. Swoje słowa opierają na przeprowadzonych badaniach, nie są to tylko puste słowa bez pokrycia. Liczne odnośniki pozwalają dociekliwym poszerzyć swoją wiedzę i samemu wyciągnąć wnioski. Poruszyli również kwestię chowu kur. Przedstawiają fakty przemawiające za tym, że chów ściółkowy jest chybionym pomysłem, a „szczęśliwe" kurki wcale nie są takie szczęśliwe. Według nich kiełki i mieszanki gotowych do spożycia sałat niosą za sobą ryzyko zakażenia groźnymi wirusami:„Jak pokazują badania Instytutu, największy problem stanowią mieszanki sałat gotowych do spożycia. Już pod koniec upływu daty ważności w opakowaniach z sałatą tworzy się całkiem pokaźna ilość zarazków. Substancje odżywcze łatwo dostępne w miejscach przecięcia liści stanowią atrakcyjną pożywkę dla bakterii i grzybów, a wilgotność panująca w foliowych opakowaniach jeszcze sprzyja ich rozprzestrzenianiu. Przechowywanie sałaty w zbyt ciepłym miejscu sprawia, że mikroby czują się jak w siódmym niebie i mnożą się na potęgę".Według autorów książki najbezpieczniej jest zachować higienę i unikać surowizny, a owoce i warzywa przygotowywać za pomocą obróbki termicznej. Nie wiem czy ktoś z was wie, że ziemniaki charakteryzują się zawartością licznych trucizn i nie powinno spożywać się ich w skórce, zaleca się grube obieranie, a sztuki zazielenione powinny wylądować w koszu. Co bardziej szokujące istnieje podejrzenie związku pomiędzy spożywaniem zepsutych ziemniaków, a rozszczepem podniebienia czy kręgosłupa, dlatego ciężarne lub kobiety planujące ciążę powinny uważać na zazielenione lub uszkodzone ziemniaki. Takich przerażających faktów w tej książce jest naprawdę wiele. Pragnę jeszcze nadmienić, że książka nie jest negacją zdrowego odżywiania, autorzy uważają, że: „żadna z metod hodowli nie jest wolna od ryzyka, ale też żadna nie jest w pełni naturalna...". Przerażające jest to jak w dzisiejszych czasach ingeruje się w naturę od samej gleby po ziarno czy gotowy produkt. Owa ingerencja tłumaczona jest tym, że bez ingerowania w środowisko nie bylibyśmy w stanie wytworzyć tylu produktów, by sprostać wymaganiom i pragnieniom dzisiejszej ludności. Bez tego problem głodu mógłby zawładnąć całym światem.Czy wszystkie fakty zawarte w tej książce rzeczywiście mają się tak jak przedstawili je autorzy? Tego nie wiem, ale na pewno zaprezentowali je bardzo realnie i oparli swoją wiedzę na licznych badania i literaturze. Osobiście nie biorę ich wszystkich do serca, bo nie chcę zwariować, ale jako osoba, która stara się „zdrowo odżywiać" zmieniłam trochę podejście do tego całego szumu wokół EKO i BIO żywności. Każdy z nas powinien wyciągnąć własne wnioski. Myślę, że taki był właśnie zamysł autorów, byśmy nie wierzyli ślepo w to co wmawiają nam media tylko opierali swoje przekonania o doświadczenie i wiedzę zaczerpniętą z wiarygodnych źródeł. Na pewno ta pozycja zasieje ziarenko zastanowienia u niejednego czytelnika, otwiera oczy na to, że prawda może być zgoła inna niż nam się dotychczas wydawało.
Książka, która od progu krzyczy hasłem "Pierwsza antydietetyczna książka w Polsce" mocno mnie zaintrygowała.Z jednej strony, kłóci się ona z moją wewnętrzną "boginią", z drugiej niezwykle ciekawiło mnie co w niej znajdę. Moje przypuszczenia były słuszne.W książce na szczęście nie znalazłam rad i podpowiedzi jak mam żyć. I chwała za to.Może być więc już tylko lepiej.Książka od początku do końca wytłuszcza fakty, dane i statystyki. Jest wielką skarbnicą informacji prosto ze świata naukowych skandali i utajnionych raportów żywieniowych.Niestety by kolorowo za bardzo nie było, w pozycji pojawia się też kilka sprzecznych z moją naturą założeń. Już pierwszy rozdział brzmi grubo: Schudnij jedząc frytki. I jeśli myślałeś, że będzie to rozdział o ujemnych kaloriach ociekających tłuszczem ziemniaczanych przysmakach, to jesteś w błędzie.Pamiętacie aferę, gdzie wszyscy powtarzali: Nie jedz chipsów, są rakotwórcze. (Mój tata powtarza mi to do dziś, ale niech tylko na grillu ktoś postawi przed nim miskę z chipsami... :D)Ten utarty slogan okazuje się mieć błędne korzenie. A wszystkiemu winny był akrylamid, substancja, której naprawdę jest niewiele w domowych frytkach i chipsach. Za to bardzo dużo w chrupkim, błonnikowym pieczywie. Jego stężenie w domowych produktach jest niewielkie, ale jeśli na kilkadziesiąt kilogramów ziemniaków, do fabryki trafi jeden ziemniak, który nie zostanie obrany i pozbawiony pędów to stężenie akrylamidu może być naprawdę wysokie i groźne dla dzieci.Dlatego tak ważne jest obieranie ziemniaków i wycinanie z nich oczek.Badacze twierdzą, że gotowane ziemniaki w mundurkach robią więcej szkody niż pożytku. Ostatnie badania dowodzą, że jajka są zdrowe. I słusznie, bo tak też jest. Ale naukowcy w swojej książce opisują obawy społeczeństwa jakie krążyły dotychczas jeśli chodzi o spożywanie jaj.Bardziej zaogniona natomiast była sprawa z drobiem chorym na H5N1 - czyli tzw. "ptasią grypę".Odsetek chorego ptactwa nie był aż tak wysoki. Naprawdę chore zwierzęta to były sporadyczne przypadki (które zapewne zdarzają się nadal i zdarzać będą), ale wszystko to podsycane przez media miało wpływ na gospodarkę.Jedni tracili a inni kroili kokosy: w głównej mierze ten sukces należał do firm farmaceutycznych. Nikt jednak nie wspominał, że sama szczepionka wywoływała większe skutki uboczne i powikłania niż zarażenie "ptasią grypą".W kolejnym rozdziale szczepienia są głównym celem badaczy, ale tym razem pod lupę biorą szczepienia na zwierzętach. Czy rzeczywiście są potrzebne, czy znów są złotym cielcem dla producentów i weterynarzy? Jako córka sadownika doskonale wiem, że nie da się wyhodować zdrowego jabłka bez użycia środków chemicznych. Ale wiem, że cała rzesza ludzi o tym nie wie, lub nie chce wiedzieć.Wydaje im się, że jabłko (czy jakikolwiek inny owoc czy warzywo) niepryskane z wyraźnymi śladami parcha jest zdrowsze. A to tylko jeden z gwoździ do obciążenia organizmu.Badania dowodzą, że np. pestycydy już po kilku dniach od zerwania owoców niemal w zupełności znikają z jego wnętrza. A takie trwałe chorobowe znamiona na owocach już nie. A one są siedliskiem tego, co przejmie nasz organizm.Polecam ten rozdział zwłaszcza tym, którzy na straganie kupują "brzydkie" jabłka bo są "lepsze". Badacze ocierają się także o tematykę GMO zarzucając obrońcom "zdrowego żywienia", że bez znajomości podstaw inżynierii genetycznej próbują przeciągnąć rację na swoją stronę, w rzeczywistości nie mając o tym bladego pojęcia Jeśli eko-owoce są nie do końca zdrowe to co z bio-mięsem?Ciekawie naukowcy przedstawiają fakt, że drób klatkowy jest zdrowszy od tego "wolnowybiegowego". Ten wolnowybiegowy, czyli bio nie tylko jest narażony na obecność pasożytów, lecz także odnotowuje sie wysoki poziom skażenia bakterią E-Coli, gdyż zwierzęta te żyją wśród własnych odchodów. Nie ma też wśród nich hierarchii, która obowiązuje w małych stadkach, kury więc zadziobują się notorycznie każdego dnia.To dość kontrowersyjne przekonania, zwłaszcza, że te informacje przekazywane dotychczas nam były jako dotyczące właśnie drobiu klatkowego.Jeśli więc ekologiczne owoce nie są zdrowe a mięso od szczęśliwych kurek może stać się apogeum nieszczęścia. To co wobec tego jeść?Słodycze?Do niedawna świat obległo przekonanie, że pierniki to największe zło jakie można spotkać na ciasteczkowych półkach. Kumaryna, która obecna jest w cynamonie rzekomo ma powodować szereg objawów katastrofalnych w skutkach dla naszego zdrowia. Temat ten podsycany jest (podobno?) przed każdymi świętami.Owszem kumaryna jest niezdrowa ale dla szczurów nie dla ludzi.Doszłam więc do sedna i idei tej lektury.Większość badań jaki zasypują nas codziennie media jest wynikiem badań na szczurach w warunkach laboratoryjnych. Do tego powinniśmy dojść już dawno: szczur to nie człowiek. A najnowsze wyniki badań dowodzą, że to co groźne jest dla maleńkich szczurów o zupełnie innym układzie biologicznym niż nasz wcale nie musi być groźne dla człowieka.W obliczu najnowszych badań genetycznych okazuje się, że ludzkość ogłupiana była informacjami o szkodliwości różnych produktów. Szkoda tylko, że było to groźne jedynie dla naszych małych przyjaciół.Książkę polecam nie tylko tym, którzy bezmyślnie głoszą pochwałę "eko" i "bio", ale także tym, którzy są ciekawi świata i chętnie zdobywają wiedzę o gospodarce, przemyśle i żywności.Taka lektura to świetny pomysł na dyskusję. Jest w książce wiele słusznych i racjonalnych odpowiedzi, ale także sporo takich, z którymi mogłabym się spierać. Książkę napisali naukowcy, z wykształcenia biolodzy, ektrofolodzy, neurofizjolodzy czy chemicy. Jest ona w zupełności poparta bibliografią, która jest tak obszerna, że zawarta została aż na 34 stronach!
Pierwszy raz, po lekturze książki, mam taki totalny mętlik w głowie. Zazwyczaj autor wykładał kawę na ławę i mówił: to jest dobre, a to jest fu! A tu...milion hipotez, które praktycznie rujnują moje dotychczasowe spojrzenie na świat. Ziemia się pode mną zatrzęsła!
Książka „Kto nam podkłada świnię" autorstwa U.Pollmer, M.Niehaus, A.Fock, J.Muth zawiera szczegółowe opisy największych skandali żywnościowych ostatnich lat. I nie da się ukryć, jest to pozycja dość szokująca choć jednocześnie wciągająca. Autorzy w ciekawy, aczkolwiek w dość brutalny miejscami sposób obnażają wszystko to, co słyszymy w mediach na temat zdrowej żywności.
„Kto nam podkłada świnię" to pozycja dla osób interesujących się zdrowym żywieniem. Autorzy w kilkunastu rozdziałach książki prezentują problemy współczesnego świata związane ze zdrową żywnością i skandalami jakie wokół niej powstały.
Książka Kto nam podkłada świnię. Wszystko co chcieliście wiedzieć o jedzeniu z supermarketów i ekożywności, ale nikt tego nie powie napisana przez Udo Pollmera i jego zespół ma za zadanie odkryć przed konsumentem karty, których do tej pory koncerty farmaceutyczne, korporacje i rządy pilnie strzegły.
Autorzy książki Kto nam podkłada świnię? przybliżają czytelnikowi najsłynniejsze skandale żywnościowe ostatnich lat. Wskazują, że mimo uspokajania opinii publicznej i zapewnień o stałej kontroli produkcji, zagrożenie pozostaje.
Książka ta jest zbiorem afer żywnościowych, które miały miejsce w ostatnich dwudziestu latach, pokazanych niejako od kuchni. Autorzy pokazują smutną prawdę dotyczącą powodów takich a nie innych decyzji, które zapadają na najwyższych szczeblach władzy. Pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze, a nie dobro społeczne, zdrowie czy życie obywateli są podstawą ogłaszania epidemii, braku epidemii, konieczności szczepień, zaniechania szczepień itp. Przykłady zawarte w tej książce potwierdzają moje przekonania, że mediom ani władzy nie można wierzyć i w mojej ocenie jest to główny przekaz tej książki.