Autor w Omanie spędził ponad 1001 dni i nocy, dlatego „W cieniu minaretów” znajdziemy – zupełnie jak w baśniach Szeherezady – opowieść splecioną z wielu wątków:
Przeczytamy o flakonie perfum, które kosztują więcej niż samochód, i wielbłądach, droższych od żon. Złożymy ofiarę ze zwierząt, staniemy na najwyższej górze w Omanie i zejdziemy do wioski w głębokim kanionie. Na pustyni złośliwe dżiny będą płatać figle, ale Prorok Sulejman dopilnuje, żeby inne służyły ludziom pomocą. Przy okazji dowiemy się, że ów Sulejman to znany i nam król Salomon, bo wyrastamy przecież z tego samego, biblijnego pnia. Dlatego poznamy także przedślubne perypetie… Jezusa, bo na cześć owego proroka islamu takie imię nosi do dziś wielu muzułmanów. Pojedziemy na pogranicze z Jemenem, skąd królowa Saby wiozła Salomonowi kadzidło, poznamy Arabów, którzy rwali na strzępy polski opłatek, oraz takich, którzy z radością się nim łamali, zapraszając potem autora na wspólne modły do meczetów, potrafiących w Omanie latać niczym dywany.
Co jeszcze wyniknie z owego spotkania zachodniego wędrowcy z Orientem, bo Oman jest w książce pretekstem także do szerszych rozważań? Czy naprawdę tak bardzo różnimy się od muzułmanów, nawet tak konserwatywnych, jak omańscy ibadyci, czy może różnica między nami jest cienka, jak ludzki włos, co przyznał chrześcijański władca Etiopii, dając schronienie wysłannikom Proroka Mahometa? Posłuchajcie tej barwnej, napisanej ze swadą i humorem, opowieści…
Komentarze czytelników
Pozostaw komentarz...
Komentarze nie są potwierdzone zakupem