Powieść-humoreska. Środowiskowy żart czy ponadczasowa przypowieść? W murach ruin zamku dzieją się rzeczy intrygujące. Oto nowa proza Jerzego Lesława Ordana. (od wydawcy)
Przyczłapie do bistra „U Jadwigi” z półgodzinnym opóźnieniem, a może nawet z godzinnym, ale przecież nie mogę nie rozumieć – po raz któryś już z rzędu – że nie ze złej woli, ale z wynikłej właśnie okoliczności, którą zaraz mi przedstawi. Ale ja z pewnością nie będę chciał słuchać jego wolniutkiego monologi, więc tylko sapnie raz i drugi albo sapnie i stęknie, i odwróci się do kelnerki, która – już przy nim – będzie się przymilać. Może być piwo, tak, to albo tamto, bo nie ma szczególnej preferencji w kwestii piwnej i może nawet kelnerka to wie, bo przecież nie pierwszy raz tutaj gościmy. Ale ona właśnie napomknie grzeczniutko, skromniutko, żeby zdecydował, czy to lub tamto, bo przecież zasadą jest, że w lokalu tylko konsument ma przywilej wyboru. Więc zdecyduje od niechcenia co do napoju, wszak nie po to się tutaj spotykamy, żeby zatrzymywać się przy takich drobiazgach, lecz by przekazać mi pełną informację o tym, o czym ja już wiem, oczywiście, od momentu, kiedy gorliwie naszeptywał mi w telefonie. Naszeptywał na tyle długo, że powinienem grzać w sobie tę szczególną niecierpliwość, żeby dowiedzieć się o detalach, więc teraz nie rozumie, że ja taki milczący, można powiedzieć – wyjątkowo i nadpoważnie albo nawet, nie daj Boże, jakby przychorzały, ale tego już nie powie głośno, żeby, nie daj Boże, nie zapieklić mnie, bo zdarzało mu się widzieć, jak mogę się zapieklić, chociaż ja akurat mogę tego nie pamiętać…
Komentarze czytelników
Pozostaw komentarz...
Komentarze nie są potwierdzone zakupem