Seria wydawnicza „Przywrócić Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1939.
Reprint z 1929-1933. "Harcerstwo żywe i radosne (Felietony harcerskie z tygodnika „Iskry” z lat 1929–1933)".
„Iskry” 1929, R. 7, nr 42, 5 października, s. 643.
Ten harcerz miał 13-cie lat.
Pan Prezydent Rzeczypospolitej odbywa obecnie jesienną podróż po wschodnich województwach Rzeczypospolitej. Ludność i władze miast, miasteczek, wsi, któremi przejeżdża Głowa Państwa, starają się przez budowę pięknych bram, uroczyste powitania i manifestacje uliczne dać dowód swego przywiązania i miłości dla Państwa. Taką właśnie uroczystą chwilę przeżywał przed kilkoma dniami Skurcz, przez który miał przejeżdżać Pan Prezydent. Wzdłuż głównej ulicy ustawiły się szpalery dzieci szkolnych, organizacje młodzieży i dorosłych i cała ludność miasteczka. Na przedzie burmistrz i duchowieństwo oczekiwało Dostojnego Gościa z chlebem i solą.
Zbliżała się godzina przyjazdu. Setki ócz niespokojnie wyczekiwało na szosie charakterystycznego kłębu kurzu. Dzieci przestały ze wzruszenia rozmawiać, a policjanci usuwali z drogi przejeżdżające jeszcze prywatne powozy. Już ktoś krzyknął: — Jedzie! — I tłum, jak dotknięty iskrą elektryczną poruszył się niespokojnie. Gdy wtem nieoczekiwanie i nagle stała się rzecz straszna. Ognisty, młody koń ziemianina p. Splitzera, spłoszony nerwowemi ruchami ludzi, stanął dęba, szarpnął się wprzód, a potem wbok i, nim zaskoczony woźnica pojął sytuację, koń runął z błędnym wzrokiem wzdłuż drogi. Wszystko to stało się tak nagle, że publiczność nie zorjentowała się nawet, o co chodzi, i tylko straszny głos jakiejś kobiety: dzieci, dzieci! wskazał grozę sytuacji. Oszalały koń, gryząc wędzidła, z pianą w pysku pędził wprost na gromadkę dzieci szkolnych, stojących na zakręcie w szeregu. Przerażenie wionęło w tłum. Usta, zdawało się, przestały oddychać. Za sekundę stanie się rzecz straszna.
I wtedy — „w ostatniej chwili“, jak podają świadkowie — wyrwał się z szeregu 13-letni harcerz, Leon Rawka, i skoczył naprzeciwko konia. On jeden, malec, brzdąc, trzynastoletni pędrak, gdy mężczyźni stali ze spuszczonemi rękami, a z oczu kobiet wyglądało bierne przerażenie, on jeden w ciągu ułamka sekundy pojął grozę sytuacji, zdecydował się na czyn i chwycił myślą sposób działania. W tej samej sekundzie mały harcerz wisiał już u mordy rozszalałego zwierzęcia, zaciskając kurczowo palce na lejcach, i całym ciężarem ciała szarpał wędzidła. Fizyczny ból i nagłość szarpnięcia musiały wstrząsnąć psychiką konia, gdyż ten w jednej chwili zarył się czterema nogami w ziemię i, drżąc nerwowo na całem ciele, parskał pianą wprost na głowy wylęknionej gromady dzieciaków. Wtedy dopiero ruszyli się mężczyźni, kilku z nich podbiegło na pomoc malcowi, który blady i wyczerpany wysiłkiem uspokajał delikatnemi klapsami rozedrgane chrapy zwierzęcia.
Gazety, opisujące ten wypadek, podają, że: „publiczność zgotowała śmiałemu druhowi spontaniczną owację“.
Czytałem w dziennikach ten opis ze wzruszeniem. Jestem dumny, że należę do tej samej organizacji, której członkiem jest druh Leon Rawka.
Bambaju
Komentarze czytelników
Pozostaw komentarz...
Komentarze nie są potwierdzone zakupem