Nie wiedząc o obecności nieprzyjaciela w pobliżu, oddział por. Jerofiejewa zatrzymał się w odległości 17 wiorst od Ak-Bułaku. Rozpuściwszy konie i wielbłądy żołnierze i Kozacy zajęli się rozbijaniem obozu na noc, gdy nagle pojawili się chiwańscy jeźdźcy. Zaskoczenie byłoby zupełne, oddział jednak uratowała natura napastników – stepowych złodziei. Zamiast zaatakować Rosjan, wykorzystując niemal zupełne zaskoczenie, zaczęli odpędzać rozpuszczone wcześniej konie i wielbłądy. To umożliwiło zorganizowanie obrony; z wozów, tobołów i kibitek utworzono linię obrony, za którą skryli się żołnierze i Kozacy mogli razić napastników ogniem karabinowym. Po zagarnięciu części koni i wielbłądów, Chiwańczycy przypuścili ataki, które jednak zostały odparte.
Nastała noc, w czasie której napastnicy próbowali podczołgać się do bronionego obozu, lecz za każdym razem byli odpierani bagnetami lub ogniem z karabinów. Widząc brak efektu takiej taktyki, wykopali okopy, z których prowadzili ogień karabinowy w kierunku obrońców. W odpowiedzi na to Rosjanie zrobili wypad i bagnetami wypędzili napastników z ich pozycji...
Notka o autorze:
Grzegorz Wojciechowski (urodzony w roku 1956 we Wrocławiu) z wykształcenia geolog i administratywista. Pracował w Instytucie Nauk Ekonomiczno-Społecznych Politechniki Wrocławskiej, następnie prowadził działalność gospodarczą. Obecnie niezależny dziennikarz, jest z-cą red. nacz. „Odrodzonego Słowa Polskiego” oraz z-cą red. nacz. powstającego Kwartalnika o Historii Sportu „Stadjon”. Zajmuje się publicystyką polityczną, historią i kulturą Azji Centralnej, historią sportu, dziejami politycznymi XIX wieku, a także historią turystyczną Sudetów. Pisze także opowiadania satyryczne.
Komentarze czytelników
Pozostaw komentarz...
Komentarze nie są potwierdzone zakupem