„Ciałość” to manifest, nie skarga. Opowieść, której końca nie znam, ciągle trwa. Trochę o tym, że mało wiemy sami o sobie, dopóki coś nie przyciśnie nas do ściany. Trochę o tym, że jak się chce, to można. Trochę o tym, że mało wiemy o akceptacji jako społeczeństwo, a już o cielesności nie wiemy niemal nic. O tym, że definiowanie kobiecości i ruch body positive to lekcja, jaką trzeba w końcu odrobić, bo nurt[...]