Zakochałam się. Znów zdradziłam. Zakochałam się po raz kolejny w książce Andrzeja Stasiuka.
W jej urokliwym rozmiarze, który ledwie wyprzedza wielkość dłoni. W tych bajecznych, eterycznych ilustracjach przewijających się między kwintesencją twórczości Stasiuka.
Ta pozycja to właśnie propozycja dla koneserów. To zbiór opowiadań, które może znaleźć w poprzednich książkach, czy to "Dukla" czy "Jadąc do Babadag". Z pełną premedytacją wybrano premierę na jesień, bo w tej książce wszystko jest soczyste i pachnie jesienią oraz zwierzęcym instynktem.
Znów wracamy do opowieści o psach, kotach i owcach pana Stasiuka, do jego przemyśleń na temat przyrody, która powinna być nieodzownym elementem życia każdego człowieka. Powinna wejść w krew i mi zdecydowanie przepływa wolnymi strumieniami, jak i silnymi wodospadami, by napomnieć nas trochę, by pouczyć, by zachęcić do spojrzenia na świat kucając.
"Bo nigdy nie widać życia lepiej niż jesienią. Nigdy nie jest piękniejsze i nigdy nie przychodzi łatwiej zgodzić się na śmierć niż w karnawale jesieni".
Bo nigdy nie czyta się Stasiuka lepiej niż jesienią, pod kocem, ze zwierzęcym kompanem gdzieś w pobliżu. Ma się ochotę wstać wcześniej i doświadczyć tych wszystkich rześkich wrażeń, które opisuje i wtacza w nas system pan Stasiuk.
Chcesz otulić się książką i zastanowić nad światem?