Współczesne doktryny społeczne i religijne ufundowano na podstępie. Można w nieskończoność czekać na nowy wspaniały świat, ale im kto częściej chodzi po rozum do głowy, tym skłonniejszy jest nie dowierzać propagandzie nowoczesności. Ile wieków możemy jeszcze łudzić się, że żyjemy u progu wiosny, jeśli stawia się nam przed oczami co najwyżej kolejną, rozwścieczoną na przeszłość rewolucję z podpalonym wiankiem na głowie?
Ks. Dominique Bourmaud w „Stu latach modernizmu” stworzył kompendium filozoficznych pułapek, które sprawiły, że tak liczni naukowcy, postępowi księża i zwykli ludzie sami nie rozumieją, co mówią, myślą, i kto im sufluje utopijne poglądy. Z zawiłych zdań celebrytów idei (m. in. Lutra, Kanta, Hegla, Sartre’a, Teilharda de Chardin, Rahnera, de Lubaca, a także – niestety – papieży od drugiej połowy XX w.), wydobywa sedno modernizmu, które za każdym razem okazuje się nie tylko czymś ogranym, ale przede wszystkim - absurdalnie głupim.
Komentarze czytelników
Pozostaw komentarz...
Komentarze nie są potwierdzone zakupem