Choć pięciomilionowa Norwegia przyciąga Polaków wysokimi zarobkami i poziomem życia, na idealnym obrazie tego kraju jest rysa. Barnevernet – instytucja siejąca postrach, przed którą imigranci z Europy Wschodniej ostrzegają się na forach internetowych: zabiera dzieci, rozdziela rodziny, posądza rodziców o niestabilność psychiczną, podburza małoletnich do zeznawania przeciwko bliskim. Czy jednak na pewno wszystko jest czarno-białe? Jaki związek z Barnevernet miał Anders Breivik? I dlaczego detektyw Rutkowski w norweskiej prasie nazywany jest Rambo? Maciej Czarnecki przedstawia obie strony medalu, zamiast czerni i bieli ukazując całą gamę szarości i oddając głos norweskim pracownikom społecznym, rodzicom zastępczym, ekspertom. Przede wszystkim jednak słucha uważnie i dokumentuje dzieje rodziców i odebranych dzieci. Jego książka to wstrząsający reportaż o tym, jak cienka potrafi być granica między rajem a piekłem.
Polska matka mieszkająca w Norwegii pyta reportera, co ma robić. Zostać czy uciekać do Polski? Bo synek poskarżył się w szkole, że dała mu klapsa. Reporter nie wie, co powiedzieć. Dlaczego nie wie? Przecież zbadał wiele podobnych przypadków, przestudiował statystyki, przepytał polityków i ekspertów.
Przyznaję, że czytałem tę książkę z niezdrowym podnieceniem, czekając, aż autorowi powinie się noga. Zamykam ją z podziwem dla Macieja Czarneckiego. Zderzenie polskiej mentalności z nordyckim państwem opiekuńczym to temat pełen pokus: tyle w nim emocji, frustracji i mitów. Aż się prosi o reportaż gniewny. Lecz Maciej Czarnecki wolałby zrozumieć, zanim się oburzy. Opisuje więc historie i uczucia swoich bohaterów, a sam sprawdza mity, te polskie – i te norweskie. Aż w końcu rozumiemy, dlaczego na proste pytanie: „co ma robić biedny człowiek, żeby mu nie zabrali dzieci?”, nie ma w Norwegii dobrej odpowiedzi. Koronkowa robota.
Maciej Zaremba Bielawski
Komentarze czytelników
Pozostaw komentarz...
Komentarze nie są potwierdzone zakupem