William Andrews zabrał czytelnika w ciekawą i wciągającą podróż, która szokuje. Wywołała u mnie tyle emocji, że nie sposób zliczyć: smutek, złość, wzruszenie, radość, rozczarowanie, szok, przerażenie to nieliczne z tych, których doświadczyłam przez całą tę lekturę. Jeśli ktoś szuka emocjonalnej książki, to niech nawet się nie zastanawia i sięga po „Córkę Smoka" - huśtawka nastrojów gwarantowana.
Fabuła to cudo, które wbiło mnie w fotel. Najpierw dostajemy sielankowy początek, który nie zwiastuje niczego złego, szczęśliwe życie Anny niezmącone niczym złym, aż do momentu gdy pada decyzja aby udać się do Korei. Potem autor już tylko podkręcał napięcie, aż całkowicie zaszokował historią matki Anny. Gdy zaczęłam czytać o tym co spotykało Koreanki w czasie II wojny światowej, przechodziły mnie dreszcze i byłam przerażona. Mężczyzn wysyłano na front, a co robiły w tym czasie kobiety? Były zmuszane do świadczenia usług seksualnych, gwałcone, upokarzane, bite tylko po to żeby zaspokoić żołnierzy. Potem wiele z nich umierało z powodu komplikacji przy prowizorycznej aborcji albo od chorób wenerycznych. Gdy to wszystko czytałam, zaczęłam się zastanawiać jak bardzo świat jest okrutny, bo nawet dziś można spotkać podobne sytuacje, chociaż może nie na aż tak wielką skalę.
„Córki smoka" nie składa się tylko z tych wydarzeń, znajdziemy w tej pozycji wiele więcej, ale właśnie to najbardziej zapada w pamięć. Historia kraju, który po wszystkim wyparł się tych wydarzeń i postanowił żyć jak gdyby nigdy nic, jakby takie sytuacje nie miały nigdy miejsca. Historia kraju, który żyje pod okupacją, a gdy nadarza się okazja stać się suwerennym państwem, zdarza się coś co całkowicie to uniemożliwia.
Nie jest to książka, która umili ci wolny wieczór. To też nie pomoc na kaca książkowego, nie będzie to miły przerywnik między cięższymi lekturami. To jest ciężka lektura, która sprawi, że po skończeniu będziesz mieć miliony przemyśleń i szybko nie da o sobie zapomnieć. Odważysz się po nią sięgnąć?