Trzeba wciąż mówić

Recenzja nie jest potwierdzona zakupem

Szukałam słowa, by określić tę książkę. Było ich wiele. Na pierwszy plan jednak wysunęło się jedno. Ta książka jest...potworna. Upiorna wręcz. Jest też pełna cichej godności, bo oddaje głos świadkom bezpośrednim, a nie mądrującym się ekspertom. Tutaj ludzie mają głos. Głos ludu, prostego człowieka, którego świat stopił się pod promiennymi kłamstwami rządu.

Łatwo napisać reportaż oddając głos innym. Ależ skąd, byłoby to banalne uproszczenie ciężkiej pracy Swietłany. To ona zasiada i nie odchodzi, gdy proponuje jej się promieniotwórczy obiad i nie odwraca wzroku, gdy pluje się w nią przekleństwami i potwornymi opowieściami. Reportaże nie układają się przecież też same, a tutaj kompozycja i pomysł doboru historii łączą się idealnie.

Ta książka zostaje we mnie w formie stopklatek. Długo bałam się ją przeczytać. Chlupocze we mnie bólem, tak jak "Głód" Caparrosa. Bezczelnie podsuwa lustro pod nos, gdy nie masz już siły patrzeć i nie masz miejsca, by pomieścić wszystkie te okropne historie.

Stopklatka. Widzę tego obłąkanego lisa i kota. Stop. Czuję ten bezzapach w sadzie pełnym kuszących, ale radioaktywnych jabłek. Stop. Widzę rysunki dzieci bawiących się w skażonych kałużach. Stop. Staruszki przywiązane do ziemi. Stop. Czuję miłość tej żony, która nie opuszcza dosłownie rozpływającego się w jej ramionach męża. Stop. Pojmuję i nie mogę się pogodzić z niezachwianą wiarą sowieckiego człowieka w system, jego ślepą wiarę trzymającą się spódnicy propagandy rządu, który skazał miliony ludzi na zagładę. Stop.

Czemu o tym dalej tak cicho?
Jesteśmy pokoleniem Czarnobyla. To wciąż kronika przyszłości. Tutaj kropka nigdy nie zostanie postawiona i Swietłana zadbała o to z wybitną dla siebie dobitnością. Chylę czoła w podziwie i pokorze, snuję się przez dni nie mogąc wyjść spod chmury radioaktywności kłamstw. Lektura hiper obowiązkowa.


Recenzent: Elwira Przyjemska
‹ zwiń tekst