Rok Bator

Recenzja nie jest potwierdzona zakupem

"Każdy pisarz jest potworem, który pożera samego siebie. Każdy pisarz żywi się mięsem". Tak rzecze szeptucha z Wałbrzycha zwana też Joanną Bator, na który powrót literacki czekałam od "Ciemno, prawie noc".

Doczekałam się. Przeczekałam się. Zaczekałam się. Wyczekałam. Dawno nie było czegoś tak dobrego i złowieszczego na polskim rynku. Bator to marka sama w sobie, charakterystyczny mrok czający się w każdym zdaniu, podszyty w każdym człowieku.
Ząbkowice Śląskie zwane kiedyś autentycznie Frankenstein stają się tutaj tłem tego targu osobliwości, do którego "znika bez śladu" Julia Mrok próbując zostać Anną Karr, która z kolei przymierza różne cechy i zachowania, w które Julia zazwyczaj się nie przystrajała.

Okładka książki próbuje nakreślić fabułę powieści i robi to trafnie. Jednak to, co czuję się podczas lektury żadna skrócona fabuła nie odda. Dlatego mówię Wam, że warto. Kto już wielbił Bator - nie rozczaruje się - kto dopiero będzie się z nią witał - gorąco liczę na to, że wiernie się zakocha. Ponieważ Joanna Bator znów jest bolesnym rentgenem prezentującym ostrym językiem ludzkie demony i potwory. Ta książka Cię nawiedza i długo nie opuszcza. Zdania, choć ciężkostrawne, smakują wybornie i te niespodziewane sploty akcji, to genialne ujęcie ciężaru, potworności twórcy i jego procesu tworzenia plus sprowadzenie absurdu naszych istnień do psychodelicznych nagłówków z gazet jest wyborną ucztą dla ironicznego i inteligentnego czytelnika. Do czego doprowadza głód opowieści i mroczne ludzkie pragnienia Pani Bator znów oddaje z precyzją skalpela otwierającego mózg czytelnika głodnego dzikiej wyobraźni - takiego jak ja. Najadłam się. Zalecam i Wam.



Recenzent: Elwira Przyjemska
‹ zwiń tekst